Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Himalaiści opowiadają o zamachu. Do Pakistanu już nie pojadą

Łukasz Ernestowicz
Łukasz Ernestowicz
Lech i Wojciech Flaczyńscy ze znalezionym na Nanga Parbat starym, nieco zardzewiałym polskim radiotelefonem "Klimek"
Lech i Wojciech Flaczyńscy ze znalezionym na Nanga Parbat starym, nieco zardzewiałym polskim radiotelefonem "Klimek" zdjęcia z wyprawy pod Nanga Parbat
- Zdążyliśmy się zaprzyjaźnić ze Słowakami i Litwinem. Kilka dni później już nie żyli - mówią himalaiści Lech i Wojciech Flaczyńscy. - Nas też mogło to spotkać.

Zamach terrorystyczny w Pakistanie na górze Nanga Parbat, to punkt zwrotny w historii światowego himalaizmu. Po raz pierwszy doświadczeni wspinacze zginęli nie od lawin, spadających skał, upadku w przepaść, śniegu czy mrozu. Życie stracili od kul karabinów AK 47 Kałasznikow.Przed zamachem słowa „atak na szczyt" oznaczały ostateczną próbę zdobycia góry. Teraz nabrały nowego, tragicznego znaczenia.--------------------------------------------------------------------------------------Zobacz:Atak terrorystyczny w Himalajach. Wstrząsający mail polskich wspinaczy --------------------------------------------------------------------------------------- Wyjeżdżając obawialiśmy się małego zagrożenia, głównie ze strony ubogiej pakistańskiej ludności. Zakładaliśmy, że możemy zostać okradzeni w miastach i wioskach. Bo takie historie zdarzały się wcześniej - mówi Wojciech Flaczyński, który w Himalajach wspinał się pierwszy raz. - Przez myśl nam nie przeszło, że możemy zostać zaatakowani wysoko w górach przez terrorystów.Bazę na wysokości 4.200 m, na którą napadli talibowie, Wojtek i jego tata, Lech opuścili kilka dni wcześniej.Erni pomagał. Anton częstował herbatą- Była dobra pogoda, więc wspinaliśmy się wyżej. Ktoś z uczestników znalazł zgubiony, stary, polski radiotelefon „Klimek". Zabraliśmy go ze sobą. Po drodze minęliśmy Słowaków, którzy postanowili zejść do bazy, bo źle się poczuli - opowiada Lech Flaczyński. - Podobnie było z Ernim, Litwinem, który dostał rozstroju żołądkowego. Wcześniej zdążyliśmy się z nimi zaprzyjaźnić. Erni był duszą towarzystwa, służył pomocą innym, wszyscy chętnie słuchali jego rad i zawsze miał wokół siebie jakąś grupkę osób. A ze Słowakami najłatwiej było nam się dogadać. Odwiedziliśmy ich w namiocie. Starszy z nich, Peter, był chyba zmęczony. Młodszy, Anton, zaprosił nas na herbatę. Teraz już ich nie ma. Taki los.--------------------------------------------------------------------------------------Przeczytaj też:Himalaiści spod Nanga Parbat są już w Grudziądzu -------------------------------------------------------------------------------------- Jak przebiegał atak, nasi himalaiści wiedzą z informacji od uczestników wyprawy oraz lokalnej prasy i służb.- Zamachowcy mieli na sobie mundury policji górskiej. Związali himalaistów oraz pakistańską obsługę bazy. Od razu zniszczyli radiotelefony i inne urządzenia telekomunikacyjne - mówi Lech. - Wszyscy uwięzieni w bazie byli przekonani, że to jest napad rabunkowy. Myśleli, że okradną ich i wypuszczą. Tylko jeden Chińczyk, były policjant, zorientował się, że tu nie chodzi o zwykły rabunek. Intuicja podpowiedziała mu, żeby uciekać. Rzucił się ze skarpy przy bazie. Otworzyli do niego ogień i postrzelili w ucho, jednak zdołał w ciemności uciec. 11 himalaistów zabili oszczędzając obsługę bazy, która była tego samego wyznania co terroryści.Człowiek, który uciekł, zawiadomił służby pakistańskie i wojsko o ataku.Odpowiadała im przeraźliwa cisza- Byliśmy wtedy dwa kilometry wyżej. Ktoś rzucił w nasz namiot śniegiem i zawołał: „Chłopaki słyszeliście? Bazę zaatakowali talibowie" - opowiada Wojtek. - Myśleliśmy, że to jakiś makabryczny żart.- Próbowaliśmy skontaktować się przez radiotelefony z bazą. Odpowiadała przeraźliwa cisza. Jak makiem zasiał - zniża głos Lech.Flaczyńscy nie widzieli ciał towarzyszy. W bazie znaleźli tylko łuskę karabinowego naboju. Sporo było śladów krwi. Spod góry ewakuowało ich wojsko. A we wtorek wrócili do Grudziądza. Otarli się o śmierć.- Nas też mogło to spotkać, bo będąc wyżej, planowaliśmy jeszcze schodzić do bazy - mówią Flaczyńscy.Czy jeszcze kiedyś pojadą do Pakistanu? - Wspinać się będziemy. Ale raczej nie w Pakistanie. To zbyt dziki kraj. 

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Himalaiści opowiadają o zamachu. Do Pakistanu już nie pojadą - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na grudziadz.naszemiasto.pl Nasze Miasto