Trwał trzeci pojedynek tego dnia. Olimpia-Unia remisowała z rzeszowianami 1:1. O punkt dający swojej drużynie prowadzenie walczył Szymon Malicki, który w składzie grudziądzan pojawił się dość niespodziewanie. Zastąpił "rozłożonego" chorobą Patryka Zatówkę. Trzeba szczerze przyznać, że nikt nie dawał mu większych szans w starciu z Mateuszem Gołębiowskim.
Pierwszy set potwierdził te przypuszczenia. Gołębiowski praktycznie bez problemów wygrał tę odsłonę. Malicki w drugim secie zaczął walczyć, jednak nie wytrzymał nerwów w jego końcówce, przegrywając 10:12. - Szkoda trochę drugiego seta, bo miałem dwie setowe i już potem przegrywałem 0:2 - przyznaje gracz Olimpii-Unii.
Sytuacja jeszcze bardziej skomplikowała się w trzeciej odsłonie. Gracz rzeszowskiego klubu był o krok od wygranej. Prowadził 10:6, do zakończenia pojedynku zwycięstwem brakowało mu jednej wygranej piłki, a miał na to cztery szanse. W tym momencie do gry "wrócił" Malicki. Wygrał sześć piłek z rzędu i w rezultacie całego seta. - Trochę odpuściłem stres i powiedziałem sobie, żeby grać, piłka po piłce. Udało się wygrać tego seta i poczułem, że jeszcze można to ugryźć - komentuje Szymon Malicki.
Zawodnik Olimpii-Unii uwierzył w siebie. Nie bez znaczenia był też doping kibiców, którzy jak nikt doceniają walkę zawodników do samego końca. I chodź przed spotkaniem nikt raczej nie zakładał wygranej grudziądzanina, teraz pojawiły się nadzieje. - Grałem coraz lepiej, a Mateusz zaczął się stresować - przyznaje gracz grudziądzkiego klubu.
Malicki "wziął się w garść" i już ani przez chwilę nie przypominał gracza z dwóch pierwszych partii. Grał pewnie, szybko "odskoczył" na kilka punktów i nie dał wyrwać sobie przewagi już do końca. Najpierw wygrał czwartego seta, potem tie-breaka i niespodziewanie dał punkt swojej drużynie. - W Superlidze nie grałem już długo. Wiedziałem, że będzie ciężko. Szczególnie, że spotkałem się z Mateuszem Gołębiowskim, który ostatnio wygrywał dużo meczów. Wiedziałem, że będzie stres - mówi wtorkowy bohater swojej drużyny. - Chłopaki mówili mi, że będę grał przy wyniku 2:0 i będzie dobrze. Było jednak 1:1 i wiedziałem, że mój mecz może zdecydować czy całe spotkanie będzie wygrane czy nie. Trochę było stresu, ale udało mi się zwyciężyć.
W ostatnim, jak się okazało, meczu tego dnia, Wang Yang wygrał pewnie 3:0 i Olimpia-Unia, mimo braku kluczowych zawodników, wygrała 3:1.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?