Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grubson: Miłość to największa broń [rozmowa NaM]

Piotr Kalsztyn
Arkadiusz Ławrywaniec / Polska Press Grupa
- Człowiek się stara, chce więcej zarabiać. Nagle mija 10 lat i myśli: „ku**a, co ja z tego mam?!” - mówi raper. Z Grubsonem rozmawialiśmy o miłości, internecie, alkoholu, a przede wszystkim o jego nowej płycie pt. "Holizm".

Grubson to pochodzący z Rybnika raper i producent muzyczny. Swoją działalność artystyczną rozpoczął pod koniec lat 90. XX wieku (m. in. w formacji 3oda Kru). Jego pierwszy oficjalny album ukazał się w 2009 roku nakładem MaxFloRec. O.R.S., bo taki był tytuł albumu, osiągnął status złotej płyty. W 2011 roku "Coś więcej niż muzyka" pokrył się platyną. Rok później usłyszeliśmy płytę pt. "Gruby Brzuch".

Zobacz też: Testosteron jest potrzebny w świecie kobiet [rozmowa NaM]
Na kolejną premierę przyszło nam czekać trzy lata. 4 marca tego roku na półki sklepowe trafiła płyta Grubsona pt. "Holizm".

Dzięki za listę pytań, których mam nie zadawać. Pierwszy raz ktoś to zrobił w formie piosenki.

Mówisz o utworze „Dziennikarze”? Miałem naprawdę sporo sytuacji, w których zadawano mi wciąż te same pytania. Musiałem napisać tę piosenkę.

Naprawdę tak było, czy część sytuacji wymyśliłeś?

Wszystkie sytuacje, które pojawiły się w utworze, są autentyczne. Wybrałem te, które uznaliśmy za najbardziej jajcarskie albo takie, które po prostu były przegięciem. Jak z tym typem, który mówi, że „uwielbia mój kawałek >>Na wzgórzu<<”. Swoją drogą, nie wiem, ile musiałby trwać numer „Dziennikarze”, jeśli chciałbym opisać wszystkie tego rodzaju absurdy.

I teraz pewnie dziennikarze są na Ciebie obrażeni.

No co ty?! Prawdziwi dziennikarze wiedzą, że to nie o nich. Utwór dotyczy „udawanych dziennikarzy”. Nieraz się nam zdarzyło, że ludzie drukowali sobie jakąś plakietkę i mówili, że są z portalu internetowego. Kupowali sobie aparat lub dyktafon i myśleli, że już są dziennikarzami, a nie mieli o tym bladego pojęcia. Po paru takich sytuacjach zaczęliśmy sprawdzać ludzi, którzy chcą z nami zrobić wywiad.

Przejdźmy do Twojej płyty. Jeśli powiem, że opowiada o zagubieniu jednostki w dzisiejszej rzeczywistości, to będzie dobry trop?

Na pewno coś w tym jest, chociaż zagubienie to chyba zbyt daleko idący wniosek. Zapominamy o naturalnych dla nas rzeczach, a nie powinniśmy. Na przykład w utworze „Dżungla” pokazuję, że niepotrzebnie cały czas gdzieś biegniemy.

W końcu piosenka o miłości.

Bo miłość jest głównym motywem naszego życia. Bez niej nie przeżyjemy. Miłość jest lekarstwem na wszystko. To największa broń, którą uwielbiam. Nieważne, co się będzie dziać – ona nam pomoże. Nie ma silniejszych emocji, które pchałyby nas do przodu. Bez miłości nie byłoby cywilizacji.

A roboty potrafią kochać?

Nie, nie potrafią.

A przecież nas otaczają.

Komórki i nowe technologie są wszędzie. Ale nie tylko o to mi chodzi. Ludzie wciąż dążą do ideału, co jest według mnie bezsensowne, bo przecież każdy z nas ma jakieś wady. Mam znajomych, którzy pracują w korporacjach i „cisną” jak roboty. Wszystko ma być zrobione idealnie, 99,9% czasu musi zostać wykorzystane. Ale tak się nie dzieje.

A pracy pewnie i tak nienawidzą.

Człowiek się stara, chce więcej zarabiać. Nagle mija 10 lat i myśli: „ku**a, co ja z tego mam?!”. Zaczyna siadać mu zdrowie... Powinien wybrać się do lasu, usiąść na chwilę i zastanowić się nad tym wszystkim. Tego nam brakuje! Ciągły pośpiech sprawia, że się zatracamy.

W wielu utworach pojawia się motyw internetu. Krytykujesz go tak, jakbyś zapomniał, że dość mocno pomógł Ci w promocji.

Zawsze będę powtarzał, że tak było – internet bardzo mi pomógł. Ale pomogła też poczta pantoflowa, bo na początku moje utwory do sieci wrzucali ludzie, którzy nagrywali je na koncertach. Nie to mam jednak na myśli w swoich tekstach. W „Spider-manie” poruszam motyw hakerów. Z drugiej strony mówię też, że w każdym z nas jest taki „spider-man”. Gdy mamy chwilę wolnego to nawet, jeśli wychodzimy na zewnątrz, nie odrywamy się od telefonu i Facebooka. Zamiast zatrzymać się na chwilę i po prostu pooddychać.

Zamknęliśmy się w „Złotej kuli”?

Mamy dużo niepotrzebnego syfu. Na początku było fajnie, cieszyliśmy, że jest internet, w którym każdy mógł się pokazać, było mnóstwo możliwości. Ludzie mogli zabłysnąć dzięki sieci i to było zajebiste. Tylko aktualnie masz tam tak dużo rzeczy, że nawet jak robisz coś naprawdę dobrego, to przebić się jest naprawdę trudno.

I tak przechodzimy do „Obrazów”.

Nie uwierzysz, ale ten numer miał być jeszcze dłuższy! Wszystkie utwory na płycie to wynik obserwacji tego, co się dzieje w sieci i na ulicy. Niektórzy mają stałą pracę, która tak ich pochłania, że nie mają czasu obserwować, zastanowić się. Wolą odpocząć przed telewizorem. Nie wiedzą nawet, że są przesiąknięci pewnymi obrazami. Ja też byłem, ale na szczęście w porę zdałem sobie z tego sprawę. Kilka lat obserwowałem, jak działa reklama, obrazy, billboardy, gazety, telewizja.

Wspominasz tam też o alkoholu.

Jeździłem trochę po świecie i nigdzie nie spotkałem się z sytuacją, by na stacji benzynowej, zaraz przy wejściu do sklepu, znajdowały się palety z alkoholem. U nas idziesz do kasy, a tam wita Cię szafa wódki...

„Gdzie ten stary Gruby jest?!” – usprawiedliwiasz się tu przed fanami?

Nie, nie, nie. Cytuję tych ludzi. Mówię im, że pora wejść na „kolejny level”. To jest wiadomość do słuchaczy. Albo idą ze mną w drogę artystyczną, albo zatrzymują się na pierwszej płycie. Jakbym miał robić cały czas to samo, pewnie by się ludziom podobało. Spoko. Ale mnie by się nie podobało. To byłoby wbrew moim ambicjom. Chcę się rozwijać.

I po to ten live band?

Ludzie z branży mówili: „po co ci zespół? W trzech i tak robicie ogień na scenie, a przy okazji więcej zarobisz”. Takie pytania są bez sensu. Moim marzeniem było mieć band i grać tak jak teraz. Chociaż brakuje jeszcze sekcji dętej, ale w tej chwili to zbyt duże koszty.

A chciałbyś tak jak Miuosh zagrać z NOSPR?

Poważnie zagrał? Nie wiedziałem o tym! Byłem "wyoutowany", kiedy pracowałem nad płytą, nic nie słyszałem. Zajebiście dobra opcja! Miałem podobne plany. Mieliśmy zagrać z orkiestrą krakowską. Byliśmy na próbie, robiliśmy podchody, ale oni mają bardzo napięty grafik, jeżdżą po całym świecie i na razie nie ma konkretów. Mam jednak nadzieję, że kiedyś się to uda. To byłby „kolejny level”!

Kilka koncertów z nowym materiałem już zagraliście. Jaka reakcja?

Ten set jest zupełnie inny niż poprzednie. Lecą naraz trzy połączone ze sobą kawałki. Wcześniej czegoś takiego nie robiliśmy, teraz to jest muzyczna podróż. Gramy prawie całą płytę, jest mniej gadki między numerami, a więcej muzyki. Zauważyłem, że przychodzą starsi ludzie, często z dziećmi.

Ale czy ludzie się przy tym bawią?

Mam nadzieję, że to jest dalej szalone. Na pierwszych koncertach nie wiedziałem, co się dzieje. Miałem obsrane gacie, bo w końcu wjeżdżaliśmy z nowym materiałem. Nie umiałem się skupić. Ale już we Wrocławiu zauważyłem, że ludzie reagują na tę muzykę tak samo jak my. Nie ma już „łap w górę” i akcji jak za małolata. Teraz ludzie pod sceną przytulają się i zamykają oczy. To jest przepiękne. Początkowo wydawało nam się, że coś im się nie podoba, ale okazało się, że oni po prostu "chillują". Osiągnęliśmy więc zamierzony efekt.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na olsztyn.naszemiasto.pl Nasze Miasto