Na studiach, razem z przyjaciółmi, wymyśliliśmy taki wyjazd. Mieliśmy troszkę wolnego od nauki, więc stwierdziliśmy, że możemy pojechać trochę dalej - wspomina Mariusz Nasieniewski, grudziądzki fotograf i miłośnik podróży. - Wyprawa zajęła nam blisko dwa tygodnie. W tym czasie przejechaliśmy prawie 4500 km,
Jako, że podróżowali studenci, założeniem był jak najniższy koszt wyjazdu. - Musieliśmy oszczędzać na wszystkim, na czym się dało. Dlatego na przykład zabraliśmy sobie jedzenie, stołowaliśmy się raczej na przydrożnym stoliku, niż szliśmy do restauracji - mówi Mariusz Nasieniewski.
Grudziądzanin przyznaje, że nieco obawiał się podróży. - Nie wiedziałem czego spodziewać się po Rumunii. Myślałem, że to może nie "trzeci świat", ale gdzieś te rejony. W praktyce okazało się, że jest tam mniej więcej jak w Polsce. Miasta są może troszkę bardziej zaniedbane, ale jeśli chodzi o ludzi, to nie ma się czego bać - mówi Naieniewski. - Niektórzy mylą Romów z Rumunami. To nie jest prawda. Rumuni bardzo chętnie nam pomagali. Często mogliśmy spać w jakimś miejscu za darmo, udostępniali nam łazienki, jeżeli rozbijaliśmy sobie namiot.
Wyprawa objęła swoim zasięgiem wiele ciekawych miejsc nie tylko w Rumunii, ale także Serbii i krajach, przez które prowadziła droga z Polski. - Staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej. Nie zwiedzaliśmy każdego obiektu dokładnie, ale chcieliśmy zobaczyć prawie każdą główną atrakcję w danym miejscu. Zobaczyliśmy zamek wpisany na listę UNESCO, zaporę Vidraru - wylicza Mariusz Nasieniewski. - Myślę, że to region wart polecenia i ja na pewno bardzo chętnie jeszcze kiedyś się tam wybiorę.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?