Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Opowieści o zegarach. Zegarek ze wspomnień ks. dr. Łęgi

Redakcja
Artykuł dotyczy okresu pobytu w niewoli amerykańskiej ks. Władysława Łęgi. Zawiera on cytaty z jego książki, ilustrowane zdjęciami jego frontowego kolegi Leona Połoma, jednego z pierwszych grudziądzkich, polskich policjantów w 1920 r.

Ks. dr Władysław Łęga swoje wspomnienia wojenne, z okresu I wojny światowej,  opisał w książce „Z mych wrażeń wojennych (1915-1919)". Wspomnienia opublikowane zostały drukiem w 1922 r. , nakładem Drukarni Pomorskiej, Tow. Akc. Grudziądz.
Tak się złożyło, że kolegą frontowym księdza Łęgi był późniejszy grudziądzki policjant Leon Połom.  Obydwaj służyli w tym samym 402 pułku piechoty i razem 1 lipca 1918 r. dostali się do niewoli amerykańskiej. Jego kieszonkowy zegarek opisał Ksiądz Łęga w swoich wspomnieniach. Dlatego jego historia jest inspiracją do pokazania tamtego życia tych dwóch kolegów frontowych, (1).
O tym okresie z życia ks. Władysława Łęgi  można przeczytać w biuletynach Koła Miłośników Dziejów Grudziądza:
Tomasz Simiński –Stanny, Dr Władysław Łęga jako kapłan
http://kmdg.grudziadz.pl/publikacje/biuletyny/numer/30.222/
Jerzy Krzyś, Ks dr ppłk Władysław Łęga jako wojskowy
http://kmdg.grudziadz.pl/publikacje/biuletyny/numer/20.212/
W tym artykule pragnąłbym pokazać życie w niewoli amerykańskiej, obrazowane zdjęciami z obozu, w którym przebywali razem ks. Wł. Łęga oraz L. Połom i podparte cytatami z książki Księdza Łęgi. O prawdziwości podanych faktów może świadczyć przebieg służby wojskowej szeregowca L. Połoma, (2).
                                Na s. 35 rozpoczyna się rozdział Pod Verdun. – Nad Marną
W połowie stycznia roku 1918 wysłano mnie razem z drugim sanitariuszem na front francuski. Przez Berlin gwarny tłumem wygłodniałym, poprzez rzeki wezbrane roztopami , poprzez opustoszone okolice nadreńskie, okryte resztkami brudno-żółtemi znikających śniegów, wzdłuż zygzakowatej Mozeli  poniósł nas pociąg do Mecu. Stolica Lotaryngii była już wtuliła w tajemniczą woalkę mroków nocnych, ani jednem okiem błysnąć jej jej nie było wolno, aby latawce francuskie nie spuściły bomb. Stąd pchnięto nas po kilku godzinach postoju w nieprzebraną ciemnicę ku frontowi pod Verdun. […]
Przenocowaliśmy w domu wartarza kolejowego na twardej podłodze, ale przy ciepłym piecyku, o świcie  ruszyliśmy do Thiaucourt, (3).
Życie w okopach Ks. Łęga opisał m.in. tak:
Za dnia był ruch w okopach ożywiony. Co kilka kroków stoją posterunki, które się na każde przechodnia oglądają, chociaż, to – a może dlatego, że zakazane. Tu czyści żołnierz buty, by je za chwilę w rozmiekłym błocie zabrudzić. Tam się ktoś myje w miseczce drogocennej w okopach wodzie. Inni „pucują” swą „narzeczoną”,- strzelbę. Przyglądam się jakiemuś dobrodusznemu Poznańczakowi, on najspokojniej w świecie strzelbę rozbiera, nie wyjmuje naboi. Ostrzegam.
- Nie bądźcie tak lekkomyślni, możecie się zabić.
- Prędzej, czy później, raz jednak człowieka diabli wezmą – brzmi odpowiedź. 
Takich zniechęconych można było w r. 1918 naliczyć na setki w wojsku niemieckim,(4).
 Ks. Łęga do niewoli dostał się 1lipca 1918 roku. W swoich wspomnieniach tak m.in. przywołał ten dzień:
Był to 1 lipca 1918 r. Od siódmej z rana strzelała bez przerwy artyleria nieprzyjacielska, był to ogień huraganowy, przygotowujący ogólny atak. Chociaż czasem na chwilkę był spokój, była to cisza duszna, złowroga, przedgrzmotowa. Już minęło południe a pociski coraz zacieklej szarpały biedną wioszczyznę.
Coraz celniej padały pociski w nasze schronisko. Dobrze, że dużo z nich z głuchą wściekłością zatrzymywało się w pagórku zastawiającym budynek. Inne z sykiem złośliwym przelatywały nad dachem, zabierając kawałki wapna lub cegły. Jeden pocisk bluznął swą złość tuż przed drzwi, zmniejszając wyjście o połowę i sypiąc śmiałym gestem gruzy aż do wnętrza naszej jamy. Inny chwycił połowę pozostałego jeszcze dachu i zmiażdżywszy w garści, rozrzucił nad nami , zasypał skromny otwór w okienku, które jedynie nas żywiło świeżym powietrzem a reszte dachówek i łat rozsiał aż het po ulicy.
[...]
W niewoli amerykańskiej znalazły się zdziesiątkowane resztki całego I batalionu, później poszły za nim dwie komp. III, posłanego do pomocy. Był to atak przygotowawczy wojska amerykańskiego dla ofensywy, która się na dobre rozpoczęła  w połowie sierpnia, zarazem groźne warknięcia na Niemców, którzy się właśnie pod Chateau Thierry najdalej wysunęli pod Paryż. Wycofano pułk 402 (grudziądzki) wysyłając później pod St. Quentin, gdzie druga połowa dostała się do niewoli angielskiej. (5)
Wspomniany zegarek został opisany następująco:
Rano wyprowadzono nas na podwórze ogrodzone kolczastym płotem. Tam odbyła się znowu dokładna rewizja, wszelkie notatki trzeba było oddać, nawet legitymacje Czerwonego Krzyża. Kilku towarzyszom chciał Francuz zegarek zabrać, uzasadniając to tem, iż to wyrób francuski i Francuzom skradziony. Zdołałem jednak jako „interprète” wytłumaczyć znaki na zegarku na korzyść właściciela.
W tym miejscu podaje opis tego zegarka i dlaczego księdzu Łędze udało się go wybronić.
Jest to zegarek kieszonkowy szwajcarskiej firmy Galonne, w srebrnej kopercie eksportowany do Niemiec. Numer seryjny 54508. Zegarek posiada wychwyt cylindryczny. Od strony wewnętrznej, na deklu przykrywającym werk posiada przypuszczalnie wygrawerowaną datę naprawy Z 48173, czyli 1948 – 17 marca. Zegarek posiada oryginalne etui, z szybką z celuloidu. Celuloid  wynaleziono w latach 70 XIX w. Zegarek nie został zabrany przez żołnierzy francuskich, ponieważ na kopercie posiada wybity znak niemieckiego urzędu celnego. Oznacza to, że był kupiony na terenie państwa niemieckiego, jako towar importowany.
Na kolejnych kartach wspomnień ich Autor opisał wygląd obozu i toczące się w nim życie kulturalne.
Część obozu przeznaczona dla jeńców pokryta była okrągłemi namiotami, które składały się z żółtego płótna nieprzemakalnego i jednego albo dwóch drążków podtrzymujących namiot. Prawdziwy wigwam indiański.
Nowy obóz jeniecki zbudowano w St. Piere des Corps pod miastem Tours nad Loire, (6).
„ Życie w obozie było znośne, jedzenie stałe dobre  i bogate, nawet nieco urozmaicenia przez muzykę i teatr. Istniały dwie sceny, amatorska i fachowa, na której zawodowi aktorzy (jeńcy) występowali. O pierwszej „Schmiere” nie warto dużo mówić, choć i tam podziwiać można było spryt jak z niczego, bez kostiumów bez sił aktorskich, bez podręczników z pamięci zdołano stworzyć i odegrać sztuczki. Drugi zaś teatr dawał rzeczy wprost znakomite, był tam tenor operowy z Krefeld, aktor dramatyczny z Trewiru, tancmistrz z Dortmundu oraz kilku komików. Amerykanie, choć nie rozumieli wszystkiego, przychodzili chętnie na te przedstawienia, później dawano im treść w języku angielskim. (7)
O początkach teatru dramatycznego w obozie ksiądz Łęga napisał:
Pierwsze objawy sztuki teatralnej w obozie, to przebieranie się za dziewczynę. Biała suknia, czerwona bluzka, chustka na głowie: później włosy szare ze lnu, wreszcie len farbowany albo włosy dostarczone z miasta, kostiumy, bransolety, korale własnego wyrobu z drzewa lub blachy. Pierwsze skrzypce były czterokańczaste, źle ciosane, później doskonalsze niż z fabryki. A ile wierszy napisano, komedyjek, ile obmyślano obrazów scenicznych á la Staruss etc. Bogaty jest umysł ludzki, zdolny przystosować się do najtrudniejszych warunków. (8)
W obozie kwitł też handel między jeńcami i żołnierzami amerykańskimi. Takim przedmiotem anulowanej transakcji był też ten zegarek kieszonkowy. Jednemu z czarnoskórych żołnierzy amerykańskich tak się on podobał, że wymienił go na swój złoty zegarek. Gdy koledzy zaczęli się z niego śmiać, że z Leo zrobił fatalny interes, prosił o anulowanie transakcji i tak się też stało.
Handel wymienny z Amerykanami zaczął się już na początku niewoli:
Zaraz rozwinął się ożywiony targ zamiany rzeczy niestosownych. Czapki były przeważnie prowizorycznie uszyte przez krawców-jeńców, bo niemieckie w większej części były przeznaczone przez Amerykanów jako relikwie pamiątkowe na podróż do Ameryki.
Ks. Łęga i L. Połom w niewoli amerykańskiej byli do końca 1919 r. Następnie zaciągnęli się do Armii gen. Józefa Hallera we Francji i jako hallerczycy powrócili do Odrodzonej Polski, do Grudziądza, który patronował ich pułkowi w armii zaborczej. W wojsku służyli w 402 pułku piechoty (grudziądzkim) i zamieszkali w Grudziądzu. Mieszkali niedaleko siebie. Ks. Łęga został kapelanem woskowym w kościele garnizonowym na Górze Garnizonowej a Leon Połom, policjant zamieszkał u jej podnóża, przy ul. Koszarowej (Pułaskiego). Rodzina Połomów często chodziła na msze do kościoła garnizonowego, które odprawiał kapelan ks. Władysław Łęga. (9, 10)
Dla przybliżenia jeszcze obrazu I wojny światowej dołączyłem zdjęcia L. Połoma, wykonane we frontowym lazarecie. Ks. Łęga był w czasie wojny sanitariuszem, opisał w swojej książce cierpienia wojenne. Te zdjęcia zamieściłem na końcu, ponieważ bezpośrednio nie wiążą się miejscami, w których był razem z Leonem Połomem. (11,12).
Bohaterzy tych wspomnień zmarli w:, L. Połom w 1937 r. , ks. Wł. Łęga w 1960 r. Natomiast frontowy zegarek też po śmierci jego właściciela miał dalszą historię. W czasie II wojny światowej w domu L. Połoma, w 1945 r. do sierpnia przebywali Rosjanie. Do końca kwietnia 1945 r. dom ten, jako swoją kwaterę obrał major NKWD, komendant obozu dla jeńców niemieckich i własowców. Major spytał wdowę po L. Połomie o męża, gdzie jest i kim jest. Gdy otrzymał odpowiedź, że zmarł przed wojną i był policjantem, odpowiedział na to:  „Haraszo”. Zegarek został ukryty przed czerwonoarmistami. Po wojnie zegarek stał się zabawką dla wnuków L. Połoma, ale przetrwał mocno zdekompletowany  w dziecięcych rękach. Wydawało się, że tak już pozostanie na zawsze. Jednak kilka lat temu do dawnej świetności przywrócił go grudziądzki zegarmistrz p. Janusz Bałdyga, członek społeczności serwisu MM Moje Miasto Grudziądz.
Tu, na serwisie MM Moje Miasto Grudziądz pamiątkowy zegarek kieszonkowy stał się pretekstem do pokazania frontowego rozdziału też z życiorysu ks. dr. ppłk. Władysława Łęgi i jego młodszego o rok towarzysza frontowego, grudziądzkiego policjanta st. post. L. Połoma. 
Artykuł ten wpisuje się też w nurt publicystyki o treści historycznej, związanej z kolejna rocznicą powrotu Grudziądza do Polski.
Artykuł ten dotyka jeszcze jednego istotnego zagadnienia. Gdy odradzała się Polska w 1918 r., na tym terenie nie było  tzw. kreatywnej  części tego społeczeństwa, jeszcze około jednego roku po zakończeniu działań wojennych była na Zachodzie w niewoli. Wg różnych szacunków z Armią gen. Hallera przybyło ok. 60-80 tys, żołnierzy. Tę krótkotrwałą lukę przy obsadzie stanowisk kierowniczych przejęły osoby z dawnej Kongresówki i one zadecydowały o powojennym obliczu Grudziądza. Np. pozycję społeczną Wiktora Kulerskiego zdegradowano poprzez nagłaśnianie jego postawy proniemieckiej podczas wojny. Losy Polaków na tym terenie były bardzo zawiłe, szczególnie dotyczy to mobilizacji do wojska, zarówno w I jak i w II wojnie światowej. (13. 14)
 
                                                                         Opis zdjęć
1.      Kieszonkowy zegarek z kart wspomnień wojennych ks. dr. Władysława Łęgi.
2.      Niemieckie zaświadczenie L. Połoma o przebiegu służby wojskowej, z informacją, że służył w 402 pułku piechoty. Jest tam również informacja, że od 2 lipca 1918 r. zaczął się okres niewoli.
3.      Widokówka wojenna z Thiaucourt.
4.      Rok 1917. Front Zachodni. L. Połom w okopach.
5. Wioska, w której wg przekazów rodzinnych L. Połom i Ksiądz Łęga dostali się do niewoli amerykańskiej.
6.      Obóz jeniecki zbudowano w St. Piere des Corps pod miastem Tours nad Loire.
7.      Orkiestra obozowa w towarzystwie żołnierzy amerykańskich.. L. Połom 3 od lewej, siedzący, Ksiądz Łęga z opaską sanitariusza, stojący 3 od prawej.
8.      Teatr obozowy w St. Piere des Corps.
9.      Ks.  kapelan Władysław Łęga podczas pogrzebu żołnierza na Cmentarzu Wojennym, w 1938 r.
10.  St. post. L. Połom podczas służby na Placu 23 Stycznia, ok. 1936 r.
11.  1916 r. Szpital wojenny.
12.  1916 r. Szpital wojenny.
13.  Zdjęcie z 1910 r. Leon Połom podczas służby wojskowej.
14.  Zdjęcie z 1920 r. Leon Połom, jako hallerczyk.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Opowieści o zegarach. Zegarek ze wspomnień ks. dr. Łęgi - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na grudziadz.naszemiasto.pl Nasze Miasto