Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Pan podał mi rękę". Irek zaczynał przy ołtarzu, później był na dnie, teraz sięga nieba

Redakcja
nazirek
Ułożony chłopak, ministrant, w którym sąsiedzi i znajomi upatrywali przyszłego księdza, stał się niebezpiecznym przestępcą. Właśnie powrócił z dna piekła.

Ireneusz Jażdżewski ma 31 lat, jasne, pogodne spojrzenie. Jest zdecydowany i silny. Opoka dla młodej, zakochanej w nim żony.
Nagle jego oczy "wilgotnieją", gdy rozmowa schodzi na przeszłość. Kantował ludzi, kradł, trafił na wiele lat do więzienia. Podwija rękaw koszuli. Od przegubu dłoni do łokcia - sznyty i tatuaże. Jeden obok drugiego.
Rozmawiamy w kościele. - Poświęciłem się Mu - deklaruje. Po namyśle zgadza się opowiedzieć swoje życie. Aby inni wiedzieli, że można podnieść się nawet z największego dna.
Dom
Pochodzi ze wsi w okolicach Chojnic. - Wychowywała mnie mama i babcia, po katolicku. Dały mi wiele miłości. W II klasie podstawówki zostałem ministrantem. Byłem tym bardzo przejęty. Nie opuszczałem żadnej mszy. Jeździłem na wycieczki i pielgrzymki, byłem nawet we Włoszech.
Angażowałem się bardzo w życie kościoła. Ludzie we wsi mówili, że pewnie księdzem zostanę.
Jednak o Bogu tak naprawdę wiedział bardzo mało.
- Nawet, gdy zaczęło się we mnie dziać coś niedobrego, nie miałem wyrzutów sumienia, nie odezwał się żaden głos, ostrzeżenie...
Zaczęło się niewinnie. Najpierw podbierał księdzu drobne z tacy. Później wyciągał pieniądze z notesu, w którym kapłan przechowywał datki za msze. To już nie były drobne. Czasem na kradzieży wpadał. Zaczęły się więc problemy. - Mamę wzywano do szkoły coraz częściej. ]
Robił, co chciał. Kradł coraz częściej. Sam i z kolegami. W sklepach - co się dało: od drobiazgów, jak kalkulatory czy długopisy, po cenne przedmioty i gotówkę. Był bardzo młody, ale skoro miał pieniądze, to kręciły się przy nim dziewczyny. - Zakosztowałem sfery życia, która mną mocno zawładnęła - wspomina. - Byłem kimś!
Wakacje po ukończeniu podstawówki to ciąg dalszy demoralizacji. Na pierwszej dyskotece poznał starszych kolegów. Byli dobrze znani w 40-tysięcznym mieście. Imponowali Ireneuszowi stylem życia. - Po wakacjach poszedłem do zawodówki. Obowiązywała tam "fala", czyli ściganie "kotów". Jak w wojsku. Starsi zabierali pierwszoklasistom pieniądze, bili ich, kazali na czas przeskakiwać przez sedes albo mierzyć korytarz zapałką.
Żeby mnie tak nie poniewierali, uczepiłem się kolegi z mojej klasy, który powtarzał rok. Raz powiedział mi: - Jesteś na "cześć" z zabijakami, co rządzą w mieście, a boisz się sam chodzić po szkole? Dotarło do mnie, że to nie ja powinienem się bać, bo inni się mnie boją.
To był przełom
- Kraść już umiałem. Nauczyłem się bić. Piłem alkohol. Sięgnąłem po narkotyki. Zacząłem uciekać z domu, mieszkać w melinach. Żyłem imprezami, ćpaniem, panienkami na jeden wieczór i okradaniem ludzi.
W 1995 r wylądował w poprawczaku. Za napad na taksówkarza. Już jako nieletni miał 700 stron akt w Sadzie Rodzinnym!
Sześć miesięcy w poprawczaku jeszcze pogorszyło sprawę. - Wróciłem do domu. W sobotę, 6 lipca oświadczyłem mamie, że jadę na dyskotekę. Po imprezie okradłem dwa sklepy i ruszyłem nad morze, odwiedzić kumpli z poprawczaka. Wróciłem po dwóch miesiącach. Mama martwym głosem, bezsilna powiedziała: "Długa ta dyskoteka była..."
Zmienił kolejno sześć szkół. Nienawidził wszystkiego i wszystkich. - Jedyne, co "kochałem", to zdobywać kobiety. Mama i babcia bały się mnie całować. W obawie, że przyniosę jakąś chorobę, np. HIV.
- W 1999 r poznałem syna posła z Bydgoszczy. Ojciec go umieścił w mojej miejscowości, w swoim mieście narozrabiał. Ów syn posła zaproponował założenie na mnie firmy: oni dzięki tej firmie "robią przekręty", a ja mam z tego 50 tys. zł. I albo wyjeżdżam jako ich człowiek za granicę, albo idę siedzieć - tylko takie opcje były.
 Na imprezach u niego zacząłem ćpać amfetaminę. Uzależniłem się. I już byłem w grupie przestępczej. Do otwarcia firmy nie doszło. Wzięli mnie jednak za granicę, ale nie rozwinęliśmy tam skrzydeł. Wróciłem do Polski.
Krata
Tu dopadł go wcześniejszy wyrok - 4,5 miesiąca w zawieszeniu. - Trafiłem za kraty. Świat mi się zawalił. Kumple zapomnieli. Tylko mama pamiętała. Odwiesili mi jeszcze rok. W sąsiedniej celi siedział "bombiarz". Miałem więc kolejnego "nauczyciela". Czasami modliłem się - wspomina Irek.Wyszedł po roku.
Dogadał się z dwoma Rumunami kieszkonkowcami. Dziennie okradali 20-30 osób. Miał z tego 10 procent plus pokój, jedzenie, alkohol, narkotyki. Po kilku miesiącach nowy zarobek dał mu... 17-letni chłopak. Miesięcznie około 3 tys. zł za to, że chodził z nim na przerwach szkolnych do... agencji towarzyskiej. - Nie obchodziło mnie, skąd miał taką kasę.
W tym czasie porywał ludzi, wywoził ich do lasu i robił zdjęcia pornograficzne. - Przydawały się do szantażu - mówi spokojnie. - Próbowałem się ustatkować z nową dziewczyną. Rozpocząłem nawet produkcję boczniaków, aby normalnie zarabiać, ale...
Chłopak, którego ochraniałem, naraził mi się, więc go pobiłem. Skakałem mu po głowie, rozebrałem, zrobiłem zdjęcia pornograficzne, na wymianę za pieniądze. Aresztowano mnie ponownie za napady, wywożenie ludzi do lasu, grożenie bronią. Było po mnie.
Wtedy sięgnął po Biblię.
Między Biblią a ćpaniem
- Handlowałem narkotykami, by wreszcie z czegoś żyć. Nie wychodziło mi bycie uczciwym i dobrym. Chciałem mieć wyłączność na handel amfetaminą w małym miasteczku. Czyściłem teren z dealerów. Zabierałem im, co mieli i wprowadzałem swój towar. Ćpałem. Gdy przedawkowałem, miałem halucynacje. I długi za narkotyki, więc jak ćma do ognia ciągnąłem w kolejne przestępstwa.
Wciąż toczyła się w nim walka. - Wiedziałem: jeśli teraz odrzucę Biblię - przepadnę. Po skończeniu terapii odwykowej poszedłem na spotkanie na oddział ogólny. Byłem oszołomiony: wszyscy przybyli na to spotkanie witali się, ściskali, trzymali za ręce. W takim więzieniu jak Wronki nagle taka scena, jak nie z tego świata. Dla mnie szok.
- 17 grudnia mieliśmy w więzieniu Wigilię. Znów bez rodziny. Płakałem. Usiadła przy mnie kobieta ze zboru zielonoświątkowego w Poznaniu. Zwierzyłem się jej, że nie daję sobie z tym wszystkim rady. Po kilku dniach dostałem od niej list. Później kolejne. One mnie prowadziły.
- Trzymałem się tego światełka w tunelu. Zostały mi do odsiadki 3 lata i 8 miesięcy. Dziś twierdzę, że Bóg uwolnił mnie od papierosów, narkotyków i nieczystości ciała. Poznałem Go. Jest żywy i bardzo nas kocha. Słowa "Chwała Bogu", "Dzięki Ci Boże" mają dla mnie szczególne znaczenie. Jeden ze współwięźniów powiedział: - "Ciebie już tu nie ma". To prawda, byłem już ponad życiem więziennym, choć kara wciąż trwała.
Już w więzieniu pracował. Najpierw za 300 zł miesięcznie, później za 500, w końcu "wyciągał" 1000 zł.
Kiedyś by palcem za takie pieniądze nie ruszył. Rozpoczął naukę w liceum.Na jednej z przepustek odwiedził mamę i babcię. Nie poznawały go. 6 sierpnia 2009 r wyszedł za dobre sprawowanie. 8 miesięcy przed końcem kary.
- W cztery miesiące Bóg odbudował mi całe życie - mówi z przekonaniem. - Mam kochającą żonę, pracę, mieszkanie. Wkrótce pzyjdzie na świat nasze dziecko.
Dziś przekonuje ludzi będących na dnie: - Jeżeli widzisz, że Twoje życie nie wygląda, jak powinno, wciąż czegoś brak i błądzisz - to pojednaj się z Bogiem.Jego życiowym mottem są słowa z Pisma Świętego: "Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - ZBAWIONY BĘDZIESZ". List do Rzymian 10:9.
I to go trzyma.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Pan podał mi rękę". Irek zaczynał przy ołtarzu, później był na dnie, teraz sięga nieba - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na grudziadz.naszemiasto.pl Nasze Miasto