Przypomnijmy, w poniedziałek Agnieszka H. podjechała citroenem pod szkołę w Warlubiu, w której jest nauczycielką fizyki. Kiedy zatrzymała auto usłyszała dziwny sygnał. Zorientowała się, że pod samochodem przymocowana była bomba - pojemnik z nieznaną substancją i mechanizm tykający.
Szkołę ewakuowano, pirotechnicy z Bydgoszczy zdetonowali ładunek, który okazał się materiałami pirotechnicznymi.
O podłożenie bomby podejrzany jest mąż Agnieszki H., Dariusz R. Nieoficjalnie wiadomo, że małżonkowie są w trakcie burzliwego rozwodu.
Dariusz R., 42-letni mieszkaniec Grudziądza, przyznał się do podłożenia bomby pod samochodem żony. Usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa.
- Częściowo przyznał się do winy, jednak jego wyjaśnienia były niespójne - mówi Monika Blok-Amenda, zastępca prokuratora rejonowego w Świeciu. - Przyznał się do skonstruowania bomby, jednak zaprzeczył, jakoby chciał ją uruchomić, gdy żona będzie w samochodzie. Liczył, że wybuchnie ona na parkingu przed szkołą.
Zapytany, w jakim celu chciał wysadzić samochód, prokurator powtarza, że trudno powiedzieć, bo wyjaśnienia podejrzanego były niespójne.
Prokurator potwierdza, że małżeństwo jest w trakcie rozwodu.
- Napięte relacje między małżonkami trwają od dłuższego czasu. Nawzajem robili sobie złośliwości. Podejrzany się do tego przyznał, jednocześnie przekonywał, że celem podłożenia ładunku pod samochód żony nie była próba jej zabójstwa.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy mieszkaniec Grudziądza skonstruował bombę i podłożył ją pod auto swojej żon prawdopodobnie w nocy poprzedzającej zdarzenie.
Bomba miała eksplodować, gdy kobieta dojedzie do szkoły. Nie zadziałał mechanizm, choć policyjni antyterroryści twierdzą, że osoba którą ją skonstruowała miała pojęcie o ładunkach wybuchowych i bomba technicznie była przygotowana dość profesjonalnie.
Jak była skonstruowana bomba?
Plastikowy pojemnik, petardy, jakiś środek pirotechniczny (proszek) i zegar posłużyły 42-letniemu mieszkańcowi Grudziądza Dariuszowi R. do skonstruowania bomby. Dokładnie wyglądało to tak: pojemnik po lodach wypełniony petardami i drugi po soku wypełniony nieustaloną masą pirotechniczną. Wszystko było podłączone do budzika z ich wspólnej sypialni i 9-woltowej baterii, do tego kilka kabelków i gdyby wybuchło - kobieta by nie żyła.
Mężczyzna został zatrzymany w Bydgoszczy w pracy przez policję. Nie był zdziwiony. Wyznał, że spodziewał się. Na co dzień pracował jako kierowca, był zatrudniony w firmie przewozowej.
Bombę skonstruował w garażu z materiałów ogólnodostępnych. Wszystko kupił w sklepach. Użył aż 2 litry (ponad 2 kg substancji wybuchowej). Liczył, że bomba wybuchnie w trakcie jazdy lub gdy żona dojedzie do szkoły. Z analizy wstępnej pirotechników wynika, że cud sprawił, że bomba nie eksplodowała (prawdopodobnie w trakcie jazdy wypiął się jeden z kabelków).
Na szczątkach bomby znaleziono jego odciski palców.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?